czwartek, 17 maja 2018

Rozdział czwarty

Pokój wydaje mi się bezpiecznym azylem. Zauważam, że nadal tylko jedno łóżko wykazuje ślady zagospodarowania: torba Nono leży na nim nieustępliwie, jak wczoraj. Niebo różowieje już na wschodzie, a moja głowa pęka. I nie, Zazza, Bri i Nono nie mają racji – nie mam kaca. Podejrzewam u siebie jedynie zaczątki schizofrenii, a migrena jest reakcją na zbyt dużą dawkę emocji. 
Nono podciąga mnie za łokieć do łóżka stojącego po drugiej stronie okna niż jego, tego dalej od klamki umożliwiającej otwieranie i zamykanie, czyli w przypadku tego ubogiego przybytku: klimatyzację. 
– Połóż się i wyśpij. Wrócę do godziny, postaram się być cicho. – Suchy komunikat daleki jest od obojętnej uprzejmości, jaką mnie obdarzał wcześniej.
– Czyli mam nie czekać? – ironizuję, marszcząc nos. Znów tej odór fajek. Nie jestem pewna, czy pochodzi z pokoju, z korytarza, od współlokatora czy ode mnie.
Chłopak uśmiecha się przez ułamek sekundy, a jego oczy mniej mnie przerażają. Po doznaniach z przenikliwym spojrzeniem Bri chyba już żadne mnie nie przerażą.
Na prawdę urocza. Ciekawe czym jest? – zastanawia się brunet.
Uderzenie drzwi o framugę informuje mnie, że Nono sobie poszedł. Nie przerywam sobie przeszukiwania torby. Muszę to z siebie zmyć. Gdzie mój kokosowy żel pod prysznic? Nic tak nie koi zszarganych nerwów jak kremowy dotyk i smakowity zapach...
Chwilę później odnajduję wszystkie niezbędne akcesoria kąpielowe, owijam je ręczniczkiem, przerzucam koszulkę nocną przez ramię i ruszam ku łazience. Mijam Stowarzyszenie Miłośników Śmierdzących Papierosów kompletnie zignorowana. To dobrze. Nie zależy mi na poznawaniu ludzi o irytujących nawykach. Chcę znaleźć współlokatora. Mam dość akademika już pierwszego dnia...

Pod prysznicem wita mnie czarna pleśń w fugach i zdezelowany, lejący chłodną wodą na wszystko dookoła prysznic. Cieszę się, że moje buty wykazują jako taką wodoodporność, choć notuję w głowie, by nabyć gumowe klapki – wolałabym wracać z tego miejsca pewna, iż na moich stopach nie kwitnie nowa cywilizacja.
Wyczyszczona, z wymytymi włosami, pachnąca jak marzenie wracam do pokoju. Zauważam, że na korytarzu nikogo nie ma. Spalili wszystkie możliwe papierosy w tym obiekcie? 
Moszczę się na materacu pokrytym jedynie kocem, przykrywając kołdrą bez poszwy. Moje rzeczy będą niebawem i tego będę się trzymać. Myśl pozytywnie, Julio. Jutro będzie lepiej... Szkoda, że mogę to stwierdzić jedynie na podstawie tego, że już gorzej by być nie mogło.

Budzik wygrywa uporczywe „bip-bip!” a ja sięgam instynktownie pod poduszkę, gdzie dłonią lokalizuję telefon. Ledwie przytomna wysuwam go spod pościeli, przy czym patrząc jedynie na jedno oko spod rozczochranych włosów próbuję trafić w odpowiednie miejsce na ekranie, by ten diabelny wynalazek zamknął się na pięciominutową drzemkę. 
Gdy hałas ucicha, wsuwam elektroniczną rzecz z powrotem na właściwe jej miejsce, a potem wracam do przerwanego wcześniej snu. Przepraszam:  próbuję wrócić. Nono marudzi, mówiąc, że nie mam litości dla ludzi, a mój sen jest zatrważająco silny. Według niego moja syrena alarmowa obudziłaby nawet zmarłego, nawet Haru po mocno zakrapianej imprezie.
– Zamknij się – warczę w poduszkę, a chłopak porusza się na łóżku. Ewidentnie zmienia pozycję.
– Sama się zamknij... – odpowiada. 
Moje oczy otwierają się z prędkością światła, zrzucając z powiek resztki snu. Dopiero faktycznie wypowiedziane przez niego słowa uświadamiają mi, że marudził w m-o-j-e-j g-ł-o-w-i-e! To nie był  chory koszmar, to dzieje się naprawdę. Siadam na łóżku, walcząc z rozczochranymi włosami. Moje kosmyki mają tendencję do życia własnym życiem, a nasila się ona zawsze o poranku. Zsuwam z nadgarstka gumkę, tworząc nieco abstrakcyjnego koka, a następnie biorę się za składanie kołdry. Nie zostawię po sobie bałaganu. Obrzucam spojrzeniem Nono, pozbawionego koszulki, za to zaopatrzonego w jednego glana, z kocem przerzuconym przez pas w śmiesznej imitacji „przykrycia się kołdrą”. Jego twarz wciśnięta jest bokiem w poduszkę, a usta są uchylone. Śpi jak nic. Pamiętając okrutne warunki panujące pod prysznicem postanawiam zaryzykować i przebrać się w pokoju. Szybciutko i cichutko zmieniam ubrania, by móc udać się na piątkowe zajęcia. Wsuwam do torby trzy puste zeszyty oraz mój brulion z rysunkami, chwilę waham się nad spakowaniem netbooka, choć idea ta wydaje się być śmieszna: gdyby ktoś chciał mnie okraść, to zrobiłby to podczas mojej nieobecności w nocy. Bezszelestnie, na ile to możliwe, opuszczam pokój, niemal rozdeptując jednego z palaczy.
– Uważaj jak łazisz.... Jak chodzisz, Julio – poprawia się piegaty chłopak. 
– Cześć... Haru? – zgaduję, choć nie jestem pewna, czy to czasem nie Molo czy tam inny Bado.
– Taaa. – Wyciąga ku mnie palącego się papierosa. – Buszka na dzień dobry?
– Nie, dziękuję. Lubię mieć płuca w naturalnych barwach – rzucam do niego na odchodnym. Nie jestem ciekawa jego reakcji. Nie zależy mi na tej znajomości.
Lubię laski z charakterkiem.
Ignoruję moje nowe, schizofreniczno-telepatyczne umiejętności, odnotowując w głowie, by zapisać się na jakąś pogadankę z psychiatrą. 
Już przy wejściu głównym wpadam na Zazzę. Oni są wszędzie!
– O, jesteś. Muszę ci coś pokazać... – zaczyna, ale unoszę dłoń w niemym proteście. 
– Spieszę się na zajęcia, chciałam jeszcze zjeść coś na mieście. – Tę drugą rzecz wymyśliłam na poczekaniu, ale nie musi przecież o tym wiedzieć?
– Dobrze, złapię cię później! – Uśmiecha się, machając mi na do widzenia. Jej uśmiech trochę mnie zaraża, choć jestem zdecydowana na zerwanie znajomości z tą paczką.

Zajęcia, choć są dopiero tymi wprowadzającymi nas do tematów, jakie będziemy poruszać w ciągu tego roku, wywołują dobre wrażenie. Specjalizacje wybieramy dopiero na trzecim roku, a przez pierwsze dwa lata mamy być wszechstronni. Odrobinę obawiam się, że nie podołam wymaganiom uczelni, że zostanę pośmiewiskiem lub po prostu nie zdam pierwszego roku, rujnując swoje marzenia o zarabianiu na tym, co kocham. Ostatni wykład trwa bardzo krótko, ale prowadząca ma dla nas niespodziankę.
– Większość profesorów już odesłałaby was do domów czy akademików, a ja przygotowałam coś specjalnego – informuje, na co część osób zgromadzonych na auli wydaje z siebie mruk niezadowolenia. Ja natomiast uciskam żołądek, bo zaczął tęsknić za żywnością. Mogłam faktycznie zjeść coś na mieście przed zajęciami. 
Podczas, gdy prowadząca rozprawia o tematyce zadania, przeszukuję dyskretnie pod pulpitem swoja torebkę. Mam nadzieję na odnalezienie miętówek – nieodłącznego elementu wyposażenia. 
– Narysujecie szybki portret, na którym macie pokazać jak najwięcej o modelu. Albo modelce. – Robi pauzę, obrzucając aulę spojrzeniem. – Kto zechce pozować?
Siedzę w drugim rzędzie, ale z wyrazu twarzy profesorki wnioskuję, iż nikt się nie zgłasza. Palce sięgają w końcu upragnionego celu, a ja wyciągam na pulpit rulon miętowych cukierków. W tej samej chwili ktoś ciągnie mnie za kucyka, w który ewoluował mój poranny kok, na co odwracam się gniewnie.
– Daj jednego. – Za mną siedzi Molo, czy jakiś inny Bado. Uśmiecha się, a długie, przetłuszczone, czarne włosy opadają na jego ciemne oczy. Nieco skrzywiony nos unosi nozdrza, jakby jego właściciel złapał trop zwierzyny.
– Niczego ci nie dam – prycham, zdecydowanie głośniej niż zamierzałam.
– Mamy chętną! – Prowadząca wykorzystuje sytuację, a ja posyłam chłopakowi mordercze spojrzenie. Szybko wrzucam do torebki przybory i zeszyt, ostentacyjnie kładąc rulon przed sprawcą mojego nieszczęścia. Wchodzę na podwyższenie, następnie zatrzymuję się tuż koło katedry, omiatając wzrokiem aulę. 
Staram się ignorować burczenie w brzuchu, tak samo jak dumny uśmiech na smagłej twarzy, przeżuwającej powoli moje miętówki. I na to, że stojąc tak bez zajęcia, rozpoznaję na sali jeszcze dwie twarze: Nono i Zazzę.

Czas przewidziany na tę próbę kunsztu artystycznego pierwszorocznych mija. Dokładnie przez kwadrans wszystkie spojrzenia wbite były we mnie, a potem na katedrze pojawił się stos rysunków. Każdy w innym stylu, mniej lub bardziej kolorowy, zauważam nawet z odrobiną rozbawienia, że ktoś narysował mnie jako ludzika z kółka i patyczków. Prowadząca prosi mnie o pozostanie jeszcze na chwilę, po czym szybko przegląda prace. 
– Jesteś dzisiaj poszkodowana, więc prosiłabym cię o narysowanie kogoś dla mnie na następne zajęcia. – Spośród prac wyciąga jedną, wykonaną wprawną ręką. To szkic ołówkiem. Linia jest zdecydowana, a zarazem nie wywołuje wrażenia toporności. Kilka pociągnięć, a z kartki patrzy na mnie mój perfekcyjny portret. Nie wiem, jak to możliwe, ale można nawet z niego wyczytać, jak bardzo jestem głodna. Prowadząca ogląda szkic ze wszystkich możliwych stron.
– Czyjego to autorstwa? – pytam, zerkając jej przez ramię, zaciekawiona.
– Anonima. Nawet podpisał się „Anon”. – Zamyka oczy i wzdycha. – Taki szkic jest dla mnie bezwartościowy. Choć chętnie dowiedziałabym się, kto go wykonał... – urywa, po czym podaje mi kartkę. – Weź go sobie. „Anon” ujawni się na innych zajęciach, wtedy będę już wiedziała, z kim mam do czynienia.

Moje pierwsze kroki po wyjściu z uczelni prowadzą mnie do sklepu spożywczego, w którym od razu rzucam się na stojak z chrupkami kukurydzianymi. Zakupuję je, razem z puszką napoju gazowanego i bananem, po czym wypadam z marketu, zajadając w najlepsze owoc. Gdy tylko przechodzę przez jezdnię czuję na plecach dreszcz. Ktoś mnie obserwuje. Zatrzymuję się tuż za pasami, rozglądając niepewnie dookoła. Zauważam Bri. Stoi oparta o ścianę akademika, paląc papierosa; strząsa tytoń, a jej oczy wbijają się właśnie we mnie.
Odezwij się. Słyszysz mnie?
Znów moja schizofrenia... A było tak dobrze, podczas zajęć nie miałam nawrotów. Wzdycham, wybierając okrężną drogę do akademika. Wolę nadrobić kilometrów niż brnąć do celu pod czujnym spojrzeniem Bri.

Na portierni czeka mnie niespodzianka. Dotarł kurier! W końcu będę mogła przestać koczować. Muszę kilkukrotnie kursować z góry na dół, by wnieść wszystkie kartony. Jestem tak zachwycona dostawą, że nawet wejście do pokoju współlokatora nie jest wstanie popsuć mi humoru. Co więcej, nawet do niego zagaduję.
– Nie wiedziałam, że studiujesz to co ja –  zagaduję radośnie, a on unosi brew. Wydaje mi się, że podciął nieco zarost, gdyż teraz w mniejszym stopniu przypomina mi on koper.
– Bo nie studiuję – odpowiada, siadając okrakiem na jednym z nieotwartych jeszcze kartonów. Nie jestem do końca przekonana, czy ma na myśli kierunek czy studia w ogóle.
– Ale oddałeś rysunek, jak wszyscy. –  Nie zrażam się.
– Ta... Widzę cię jako patyczaka. – Przewraca oczami.
– Jedna osoba ma ogromny talent... – Przerywam na chwilę rozpakowywanie się i wyciągam z torebki szkic. Podaję go Nono.
Chłopak przygląda mu się chwilę, po czym mi go oddaje.
– Ten ktoś ma ogromny talent –  zachwycam się dalej. – Udało mu się nawet uchwycić, że jestem głodna! – Spoglądam po raz kolejny na szkic, a uśmiech spływa z mojej twarzy.
Rysunek się zmienił. Z moich oczu nie wyziera już głód, tylko emanuje radość. Wargi również rozciągają się w lekkim uśmiechu... To niemożliwe, miałam szkic ciągle przy sobie!
Nono wyciąga z kieszeni paczkę papierosów i wychodzi zapalić, co ledwie rejestruję. Muszę usiąść, bo się przewrócę... Szkic spoważniał, jego źrenice się rozszerzyły. Nawet nie wiem kiedy. O co chodzi?
Nie zadzieraj z demonami, Julio. – Dociera do mnie myśl Nono. – Jeśli słyszysz Bri, odpowiedz jej.

11 komentarzy:

  1. Masakracja, to opowiadanie jest ekstra !!! Uwielbiam motywy tajemnic, zerknąłem tak zobaczysz sobie szablon z "Bajkowych Szablonów" i myślę - popaczam, co mi tam. I tak oto dotarłem do nn, która została dodana podczas mojego czytania! Bd wpadał częściej!
    zapraszam do mnie: [damian-szaleje.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że opowiadanko się spodobało! W wolnej chwili zerknę na poleconego bloga!

      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Natychmiast po przeczytaniu informacji o nowym rozdziale wstąpiłam do Ciebie. (:
    WoW. Nie wiem, co jest grane – czy chodzi o prawdziwe demony czy demony to metafora. Z tego, co widzę, Julia mogłaby cierpieć na schizofrenię... albo czytać w myślach i demony naprawdę istnieją! Nie wiadomo, w którą stronę skieruje się opowieść.
    Sądzę, że to Nono namalował rysunek, a w zasadzie dwa rysunki – narysowanie ,,patyczaka” nie zajmuje wiele czasu – ale ten rysunek nie jest tak doskonały. Oczywiście coś się z nim dzieje, ale czy to wina demonów czy umysłu Julii to nie wiem i nie będę spekulowała, co jest bardziej prawdopodobne. Bo jak będę spekulowała, to jeszcze jakiś demon przyjdzie i mnie pocałuje. ;P
    Gdybym ja miała pozować, chyba popłakałabym się ze śmiechu. Tak, wiem, nie powinno się, ale ja mam ku temu ogromne skłonności. ;P
    ,,Za mną siedzi Molo, czy jakiś inny Bado.“ – Rozbraja mnie ten tekst z jakiegoś powodu. (A kto mnie uzbroił? ;D)
    Ciekawa jestem, czy Julia umówi się na wizytę z psychiatrą. Oj, będzie się działo. (:
    Widzę, że Haru próbuje być miły.
    I kto trzyma telefon pod poduszką?! Rany Boskie!
    Podsumowując (albo i nie ;P), rozdział najciekawszy do tej pory, ale wiadomo, poczekać musiałam, bo na początku nigdy nie jest najciekawiej. (;

    ~ Pozdrowionka od Hannionka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O raju, nie spodziewałam się tak szybkiej reakcji! Z tym "Molo, czy jakiś inny Bado" to taka moja trauma z imprez, na których jest się osobą obcą, przedstawiają człowieka i potem pada osiem miliardów imion, uścisków dłoni, żółwików... A każdy jeden pamięta twoje imię, choć ty na 99.9% nie pamiętasz jego.

      Nie chcę spoilerować, ale w kolejnych rozdziałach pojawi się więcej wyjaśnień.

      W tym rozdziale chciałam rozbudować postać Julii - dać jej przeżyć dzień, ponarzekać, poopiniować... W końcu jest główną bohaterką, a dotąd niewiele było o niej wiadomo.

      Śmiać się zawsze można, choć Julka byłą troszkę zła na Molo czy innego Bado xD.

      A telefon pod poduszką trzymam ja ^^

      Pozdrowiuski od Andalouski xD xD xD

      Usuń
    2. Kiedy jest weekend (bądź jest czwartek po południu, piątek mam wolny od uczelni), możesz spodziewać się dość szybkiej reakcji, natomiast gdybyś opublikowała rozdział w środku tygodnia mało prawdopodobne jest, bym zajrzała.
      To u mnie było podobnie na początku studiów, hahah. Mam słabą pamięć do twarzy i ludzie mnie pamiętali, choć ja ich jeszcze nie. Był taki chłopak, który się przedstawiał każdemu i podawał mu dłoń, a ja w tym samym dniu zapomniałam, jak wyglądał, hahha.
      Rozbudowanie bohatera jest bardzo ważne. Pomaga się z nim zżyć. (:
      No, ja to zawsze mogę się śmiać. ;P Kanibalistyczne żarciki także nie powinny mnie śmieszyć, a gdy usłyszę jeden, to zwykle umieram ze śmiechu.
      Wowowowow... nie spodziewałam się! (; Ja tak nigdy nie robię. Boję się o telefon. ;D

      Usuń
  3. O borze zielony :D
    Czekam na next! *.*
    Nono i Julia mają być razem!
    Obydwoje ślicznie rysują!
    ❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, no, Julia i Nono! Przemyślę to jeszcze... Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Dzień dobry!
    Pochłonęłam całość przy jednym posiedzeniu. W sumie już wcześniej miałam to opowiadanie na oku, ale cieszę się, że poczekałam aż pojawi się więcej rozdziałów. Teraz już jestem pewna, że chcę tutaj zostać! :3
    Masz cudownie lekki styl. To pierwsze, co zauważyłam, bo z tekstem idzie popłynąć, a to bardzo dobrze. Co więcej, dawno nie czytałam czegoś takiego. Coraz częściej przekonuję się do fantastyki, gdzie akcja rozgrywa się w Polsce. Wiem, że wielu to odstrasza, ale przecież to nie ma znaczenia, jeśli fabuła jest dobra.
    Prolog na razie odstaje od całości, choć bez wątpienia ma związek z tym, co się dzieje. Intrygujesz, a ja wciąż czekam na wyjaśnienie tego, co tutaj się dzieje. Demony? Masz mnie, absolutnie moje klimaty. Na dodatek takie jak Nono czy Zazza (boskie pseudonimy... albo imiona). Ogólnie kreujesz postaci w taki sposób, że nie da się ich nie lubić.
    Heh, studenci. Nie mieszkałam w akademiku, ale tyle rzeczy się słyszy, że kto wie. Wykładowcy na pewno sądzą o nas, że jesteśmy demonami, więc czemu nie :D
    Julia jest taka... Hm, porządna. Nie lubi papierosów, uczy się, ale jednocześnie nie zachowuje, jakby połknęła kij, co mnie cieszy. Ogólnie dobrze patrzy się na świat jej oczami, poza tym lubię takie poczucie humoru. Co prawda jej reakcja na to wszystko jest dziwna, troszkę spokojna, ale z drugiej strony... też bym chyba wolała uznać, że to jakieś schizy albo dobre alko, niż szukać nadnaturalnych wyjaśnień =P
    Ten motyw z rysunkiem, który odzwierciedla jej emocje, wyszedł świetnie. Ale skoro Nono odpowiada za patyczaka, to kto...? Jestem bardzo ciekawa, jak to rozwiniesz.
    Z uwag technicznych mogłabym napisać tyle, że przewinęło się kilka powtórzeń, ale taki problem ma każdy. Zresztą to są drobiazgi, o których zapomina się, jeśli wciągnąć się w tekst. Jedynym, co mnie drażni, jest zapisywanie głosów w myślach różnymi kolorami. Serio? To rozprasza, poza tym i tak nie idzie spamiętać jaki kolor ma dany głos. To wynika z tekstu, a znacznie lepiej się czyta, jeśli font jest jednolity.
    No a propos kolorów... Ten szablon boli '______' Przepraszam, ale chociaż dobór barw jest ładny, nie nadaje się do czytania. Nigdy nie daje się głównego tła w odcieniu czerwieni. Nigdy, bo przy czytani rozdziału to tak rozprasza i zmęczy oczy, że większość i tak czytałam na mobilnym. Pomyśl o tym, w porządku? Nie piszę tego złośliwi. Ale czytelność jest ważna; sama miałam wpadki z szablonami, przez które przyjaciółka z wadą wzroku chciała mnie zjeść, zresztą słusznie. A tutaj z moim dobrym wzrokiem miałam problem z tym szablonem i malutkim fontem...
    No, z mojej strony to chyba tyle. Dodaję do polecanych i z czystym sumieniem czekam na kolejny rozdział.
    Weny!

    Nessa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za sugestię ;) Co do klimatu Polski - nie znam innych realiów, więc nie chciałam porywać się na coś, co mogłabym bardo popsuć. Cieszę się, że nie wszystkich to zraża!
      Kolory niestety w moim odczuciu są konieczne :( Nie mam pomysłu, jak inaczej zaakcentować odmienność głosów, kiedy Julia wie, że są różne, tylko nie wie czyje. Dlatego nie mogę z niej robić wszechwiedzącej.
      Co do samej Julki chciałam stworzyć bohaterkę do lubienia. Większość książek ma irytujące bohaterki, zwłaszcza te główne. W moim zamyśle narratorka ma mieć odrobinę poczucia humoru, twardo stąpać po ziemi i nie dać sobie w kaszę dmuchać :).

      Dzięki za komentarz!

      Pozdrawiam!


      PS: Zmieniłam tło ;)

      Usuń
    2. To dobra opcja :3 Na pewno bezpieczniejsza, zresztą czemu nie korzystać z tego, co się zna? Zauważyłam na szczęście, że uprzedzenia do miejsca akcji osadzonego w Polsce zanikają. I bardzo dobrze, bo to niczego historii nie odbiera.
      Rozumiem. Fakt, przy wielu głosach to może być problematyczne. Ale przyznam, że na tym ciemniejszym tle to wygląda lepiej, więc dziękuję. Ja i moje oczy jesteśmy wdzięczni ^^
      Na tę chwilę najwyraźniej wyszło. Julkę da się lubić, przynajmniej według mnie. A ze swojej strony życzę powodzenia, by wszystko dalej szło zgodnie z Twoim zamysłem :3
      Również pozdrawiam!

      Nessa

      Usuń
  5. Ciekawy rozwój wydarzeń. Wreszcie chyba zacznie się coś dziać. Czytamy dalej! ;D

    OdpowiedzUsuń