wtorek, 27 marca 2018

Rozdział pierwszy

Talent to iskra, a ja wprost płonę. ~ Anonim

Pierwszy dzień studiów jest już za mną. Wychodzę z budynku, przywodzącego mi na myśl barokowe kościoły, w jakich niejednokrotnie jako artystka-amatorka bywałam, aby zaczerpnąć inspiracji. Moi znajomi wyśmiewali mnie często, bo „Kościoły są nudne”, ale gdzie indziej można spotkać taką ilość dzieł sztuki i ich reprodukcji? Ktoś pewnie powiedziałby, że w muzeum, ale muzeów jest znacznie mniej niż kościołów. 
Dziś rozpoczęłam nowy etap w swoim życiu: pozostawiłam za sobą (już parę miesięcy temu) ogólniaka i teraz jestem studentką pierwszego roku Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Byłam zaskoczona tym, że mnie przyjęto, wymagania były ogromne, ale dokonałam tego. Ja, Julka, przekonałam do siebie komisję rekrutacyjną, sprawiłam, że ktoś uznał moje rysunki za warte uwagi. Udowodniłam sobie i innym, że mam talent! Mam w sobie tę iskrę.
Idę powoli, kontemplując urok budynku, w którym planuję się uczyć przez najbliższe trzy lata. Budowla jest stara, co widać po stylu budowy. Ciekawa jestem, jak wygląda renowacja takiego obiektu, bo wydaje mi się, że trzeba mieć do tego serce i pasję. Łatwo zepsuć subtelność szkicu niewłaściwym pociągnięciem ołówkiem, pewnie tak samo jest z budowlami. 
Zamyślona docieram do akademika. Miałam do wyboru kilka budynków, ale zdecydowałam się na najtańszy wariant. Kiedy (jeśli?) uda mi się znaleźć pracę dorywczą, planuję wynająć mieszkanie. O ile znajdę godnego współlokatora, chętnego do płacenia połowy czynszu.
Akademik nie wygląda tak dobrze jak uczelnia. Ogólnie jest to budynek, z którego aż krzyczy „PRL!”, o oknach pozbawionych firanek i nieprzystępnym kolorze elewacji (choć w sumie szary to według mnie nie kolor). Pobierając klucz z portierni, wbiegam na pierwsze piętro betonowymi schodami, przy których dumnie tkwi obdrapana z lakieru poręcz. Za nic bym jej nie dotknęła. Zarazki.
Mój pokój mieści się dokładnie w połowie korytarza. Plusem jest to, że mam blisko do klatki schodowej. Minusów jest więcej: daleko do łazienki (wspólnej, jednej na piętro) i ogólnodostępnego aneksu kuchennego. Przed moimi drzwiami siedzi grupka studentów, jak mniemam, starszych ode mnie. Krzyżują nogi w siadzie tureckim, tworząc niemal równy okrąg wokół słoika, pełniącego rolę popielniczki. Dociera do mnie smród dymu papierosowego. Kiedy mocuję się z niezbyt sprawnym zamkiem, by dostać się do wnętrza pokoju, zauważam jeszcze, że niektórzy ze zgromadzonych popijają piwo. 
W końcu wchodzę do pokoju. Tak jak się spodziewałam, trąci w nim dymem papierosowym. Albo jest to przeciek z korytarza, albo pamiątka po poprzednim lokatorze. Zsuwam z ramienia torbę podręczną i rzucam na jedno z trzech łóżek. Miałam nadzieję na otrzymanie pokoju jednoosobowego, gdyż nad wyraz cenię ciszę i spokój. Gdy dowiedziałam się, że wolne zostały jedynie dwójki i trójki od razu wybrałam bardziej zaludniony wariant. Najgorsze, co mogłoby być, to trafienie na współlokatorkę, której bym nie polubiła. Tak istnieje jeszcze szansa, że dogadam się z tą drugą.
Otwieram okno, by wywietrzyć smrodek, a następnie siadam na wybranym dla siebie łóżku. Wyciągam z torby netbook'a, by ze zgrozą zauważyć, że nie wykrywa on WiFi. Ładnie, nie ma co. Standard prawie jak w Hiltonie. Zza drzwi dobiega do mnie wybuch śmiechu. Przynajmniej jest tu wesoło, przebiega mi przez myśl, kiedy uruchamiam Hotspota w komórce. Łączę się z siecią, szybko odświeżając interesującą mnie stronkę. 

Status przesyłki: W transporcie
Przewidywany czas doręczenia: najbliższy dzień roboczy.

Zamykam netbooka. Znając firmy kurierskie, moje rzeczy dotrą dopiero jutro. Wiedziałam, że może tak być, dlatego spakowałam do podręcznej torby bieliznę i bluzkę na zmianę oraz najpotrzebniejsze artykuły do higieny. Będę musiała poradzić sobie bez ręcznika kąpielowego, bo akurat on się nie zmieścił. Mam za to przy sobie niewielki ręczniczek do rąk.
Sięgam ponownie do torby, by wyciągnąć brulion, w którym rysuję wspomnienia. To coś w stylu pamiętnika, tylko zamiast teksu są rysunki. Wprawnymi ruchami dłoni szkicuję najpierw zarys budynku uczelni, a potem mnie, stojącą przed nim z dumą. Nie chcę rysować akademika. Mam nadzieję nie zabawić w nim długo. Na zewnątrz zrywa się wiatr, miotając otwartym oknem. Zaniepokojona zamykam je, by uniknąć roztrzaskania szyby. Za drzwiami jest coraz głośniej. Zerkam na zegarek w telefonie. Dochodzi już osiemnasta. Ileż będą jeszcze tam siedzieć? Gdzieś w głowie słyszę swój własny głos, jak mówi z przekąsem:  a może tu jest tak zawsze?.
Mam dość siedzenia bezczynnie. Wrzucam rzeczy do torby, podnoszę z blatu stołu klucz do pokoju. Pora zwiedzić okolicę. 
Gdy sięgam klamki, ugina się ona raptownie. Odskakuję od drzwi, otwierających się do wewnątrz, cudem unikając bolesnego ich zderzenia z moją twarzą. Niemal wtulam się w ścianę, kiedy do pokoju, w chmurze woni alkoholowo-nikotynowych, szybkim krokiem wpada wysoki chłopak.
– Może ostrożniej?! – wołam do niego. – Poza tym to wtargnięcie!
Odwraca się powoli w moją stronę z wyrazem głębokiego zdziwienia na twarzy. Jego brwi wygięte są w łuki, a oczy wpatrują się we mnie z zaskoczeniem.
– Wtargnięcie? – powtarza zdezorientowany. – Mieszkam tu, to nie wtargnięcie.
Mrugam kilkukrotnie, analizując świeżą informację.
– Miałam mieszkać z dwoma dziewczynami – mówię w końcu – a dokładniej z dwoma studentkami ASP.
– Lu się uparła, że musi mieszkać ze swoim chłopakiem, więc poszedłem im na rękę. – Wzrusza ramionami. – Nie zależy mi gdzie i z kim mieszkam. Rzadko byłam w pokoju. Przyszedłem zrzucić rzeczy.
Dopiero teraz zauważam, że przez ramię przerzucony ma spory plecak. Wydaję z siebie ciche jęknięcie, gdy obserwuję jak podchodzi do wybranego wcześniej przeze mnie łóżka i rzuca na nie bagaż. Spod jego glanów wypadają spore kawałki błota, przyozdabiając w ten sposób podłogę. 
– I już, widzisz? – rzuca do mnie, kierując się z powrotem ku drzwiom. – Wrócę koło drugiej, więc nie będę przeszkadzać. I za pamięci: postaraj się nie hałasować rano, ok?
Otrząsam się z lekkiego szoku. Patrzę na niego. Wwierca we mnie stanowczo zbyt jasnoniebieskie oczy. Analizuję jego łuki brwiowe, z których wyrastają krzaczaste brwi. Niewiele brakuje, by się ze sobą połączyły... Chłopak ma wiele włosów: bujną, nieokiełznaną czuprynę, jak na mój gust nieco za długą, kilkudniowy zarost, co sprawia, że kojarzy mi się z żulem. Gdy chrząka, dociera do mnie, że oczekuje odpowiedzi. Tylko jak brzmiało pytanie?
– Jestem Julia – mówię, by nie wyjść na kompletnie upośledzoną. Wyciągam ku niemu dłoń.
– Mów mi Nono. – Ignoruje gest, przekraczając próg. Kiedy drzwi się za nim zamykają, rezygnuję ze zwiedzania. Zamiast tego rozglądam się po pokoju w poszukiwaniu miotły. Nie może być tu takiego syfu... 
Nim zdążyłam ruszyć się z miejsca, drzwi otwierają się ponownie, tym razem już normalnie. Wychyla się zza nich głowa Nono. Swoją drogą idiotyczna ksywka. Bo mam nadzieję, że to przezwisko, nie imię.
– Jesteś pierwszakiem? – pyta, unosząc brew. 
– Tak – odpowiadam, odzyskując całkowicie rezon.
– To się zbieraj, czeka cie chrzest bojowy! – Uśmiecha się, a ja jestem zszokowana, że spomiędzy takiej ilości kłaków może wyjść tak uroczy uśmiech. 

2 komentarze:

  1. Mieszkanie w akademiku musi być do dupy. Sama nie mieszkam – czego można się domyślić po powyższym zdaniu – ale mogę sobie wyobrazić. Moja znajoma ze studiów mieszka w akademiku, na szczęście sama.
    Jeśli główna bohaterka boi się dotykać obdrapanej z lakieru poręczy, niech spróbuje odwiedzić świątynię szczurów w Indiach. ;P
    Ciekawy ten Nono. Na pewno Julia będzie miała przez niego masę kłopotów, hehehe.
    Podoba mi się, że piszesz w pierwszej osobie. Jest to trudniejsze, niż tworzenie opowiadania/książki w trzeciej osobie. Nie możesz ,,widzieć” tego, czego nie widzi protagonista.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam wszystkich, którzy potrafia rysować i mają do tego cierplowość.
    NONO XD

    OdpowiedzUsuń